Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oj, jak to można w tym okropnym zaduchu wspominać choćby o woniach? Ja wprost duszę się tutaj, omdlewam, nie wytrzymam, skonam!
Tak wyrzekała, srodze przytem jęcząc, gwiazda prześliczna, ze śnieżnie białymi promieniami dokoła żółtego środka, której na imię było Chryzantema. Gdy zaś tak wyrzekała, jeden ze śnieżnych promieni jej, czyli płatków, omdlały i zwątlony w dół zwisnął, zupełnie jak opuszczające się w smutku uszka zwierzęce. A mądra Bylica, tęgo na twardej łodydze trzymająca swe głęboko wcięte i białym atłasem podszyte liście, żartowała:
— Oj, wy, twarzyczki ładnie malowane, pieszczoszki i faworytki słońca, gdybyście tak, jak ja, po chatach chłopskich przez setki lat wędrowały, oswoiłybyście się z wynalazkami ludzkimi i nie jęczały tak, nie mdlały, nie konały przy każdem zbliżeniu do wielkiej, do mądrej ludzkości! Ja wiem, co to tak pachnie, że roślinę aż mdłości porywają; wiem, wiem!
— A więc cóż to jest takiego? powiedz, Bylico! — poważnie ozwał się Dzwonek jednostronny, bo z jednej tylko strony wysmukłej swej łodygi mający długi rząd liliowych kieliszków.
— Powiedz, By-li... — zaczął Bławatek i nie skończył, bo znów raz po razie kichać zaczął.
— Powiedz! powiedz! — jednogłośnie przemówiły: Ostróżka fijoletowa, Powój różowy, Chryzan-