Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bławatek szafirowy kichnął tak silnie, że aż ładnie ząbkowane płatki jego zafruwały, i do tuż obok leżącej Ostróżki zawołał:
— A niechże go białe grady wytłuką, albo słońce niemiłosiernie spali! Cóż to za zapach przebrzydły i nieznośny! Toż-to od tego na śmierć zakichać się można! Jak żyję, niczem podobnem nie oddychałem!
— Ehe! kochanie moje! — wesołym tonem ozwała się na to zielona gałąź Bylicy — widać to zaraz, że liście masz długie, ale rozum krótki! W niebo wiecznie swem szafirowem okiem spoglądasz, więc o niczem, co się na ziemi dzieje, nie wiesz. Ja zaś, którą bajki chłopskie po całym świecie noszą, znam wszystko, rozumiem wszystko, wiem też dobrze, od czego przykry ten zapach pochodzi.
— Bardzo przykry — z cichym jękiem podjęła Ostróżka — i pojąć nie mogę, skąd się tu bierze, bo u nas w polu nic woni podobnej nie wydawało nigdy.