Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pieca i okopconą belką sufitu widać było tylko mętne zarysy dwóch postaci, raczej dwóch niewyraźnych cieniów i iść stamtąd poczęły odgłosy przełykania płynnej strawy i przeżuwania twardego chleba.
Niedawno jeszcze, przed kilku laty, kiedy większość siedzącej teraz dokoła stołu czeladzi była świeżo do dworu tego przybyłą, to codzienne zanoszenie na piec przez Niemka strawy dla siebie i ślepej babki stanowiło ucieszne widowisko publiczne.
Bawił ludzi ten ruch wiewiórczy, kręty i zwinny, jakim się on na wysoki wierzch pieca dostawał, bawiły też niekiedy szemrzące i chrypiące pod sufitem gadaniny starej jego babki. Podaniem stało się tu, z ust do ust przechodzącem, że kiedy chce, to cudnie o różnych rzeczach opowiadać ona umie, szkoda zaś wielka, że od pewnego czasu nigdy już opowiadać nie chciała. Bardzo stara, daleko więcej stękała i wzdychała, niż mówiła, i tylko czasem, gdy wnuk, na piec wlazłszy, siedział czy leżał przy niej, o czemś jemu szeptała i szeptała.
Bóg święty wie, o czem ta ślepa baba temu niememu chłopcu do późnej nocy niekiedy mówić mogła! Zdarzało się też, gdy ogień w piecowisku świecił już tylko kupą czerwonych węgli, a ludzie po ławach drzemali, albo i spali, ten i ów przy-