Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w kącie coś tak wysokiego i cienkiego, że można byłoby przypuścić, iż to jedna z żerdzi, do grodzenia płotu przygotowanych, nagle dostała życia i posunęła się na środek izby.
W pełnym blasku ognia okazało się, że był to człowiek niezmiernie wątły i tak sztywno się trzymający, jakby istotnie na żerdź był wetknięty. Długa siermięga, u dołu wystrzępiona, wisiała na nim, jak na żerdzi, a gdy znalazł się po środku izby, wypukle, na jaskrawem tle płomienia, oderznęła się mała jego głowa, z blado-złotymi włosami i brwiami, z bladym i delikatnym profilem, z mnóstwem zmarszczek, skupionych nad oczyma, których bardzo błękitne źrenice lękliwie patrzały z pod długich, blado-złotych rzęs.
Z misą pełną jadła w jednej ręce, a z chlebem w drugiej, uszedł kilka kroków tak sztywno, jakby nie był człowiekiem żyjącym, ale lalką woskową na sprężynach, poczem, na ławę pod piecem umieszczoną wstąpiwszy, wydał krótki, gardłowy okrzyk. Wtedy u szczytu pieca, prawie pod samym sufitem, z głębokiego zmroku wysunęły się dwie ręce ludzkie, małe, ciemne, z wykrzywionymi palcami i, po chwilowem błądzeniu w powietrzu, ująwszy z obu stron misę, razem z nią w głębokim zmroku znikły, a cienki, wysoki, sztywny człowiek ruchem niezmiernie zwinnym wdrapał się na piec i także zniknął. Pomiędzy zaś szczytem