Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i długiego stołu, a twarzą do ławy przysięgłych obrócony (starczyło mu roztropności, aby wiedzieć i pamiętać, że los jego w ich ręku właściwie spoczywa) i mówił tak prędko, że chwilami oddech tracił, a tak głośno, że cienki, ostry głos jego napełnił salę od sufitu do posadzki i wydawał się monotonnym, w nieskończoność przedłużającym się krzykiem. Zdawać się mogło, że on wcale nie umiał mówić, mógł tylko albo milczeć, albo krzyczeć; jeżeli zaś z dźwięku i giętkości głosu wnosić można o stopniu ucywilizowania człowieka, ten bez wątpienia był głosem dzikiego. Oczy też jego szybko na wsze strony rozrzucały błyski tak namiętne, że aż dzikie, a szczęki, przez wychudzenie policzków uwydatnione i szybko, wśród niezmiernie szybkiej mowy, poruszane, chwilami przypominały pragnące kąsać zwierzę. Z innej jednak strony słuchacze przyznać musieli, że to, co opowiadał, na złagodzenie charakteru i utemperowanie namiętności wpływać nie mogło, a z cywilizacyą w żadnym związku nie zostawało. Historya była wcale a wcale do historyi cywilizacyi nie należąca; można byłoby śmiało utworzyć z niej rozdział dziejów królestwa zwierzęcego i to o tyle tylko, o ile istnieją w tem ostatniem lwięta lub wilczęta, zrodzone z ojców niewiadomych i matek, które albo z głodu zmarły, albo nie wiedzieć, gdzie się zapodziały.