Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To tylko pewna, że po kilku minutach wyraz niesmaku i zmartwienia okrył twarz jego i że wnet potem, gdy wypadkiem spojrzał na zdobiące pierś jego błyskotki, pomyślał, że trzeba będzie dać je jubilerowi do oczyszczenia, bo cały swój połysk straciły. A Chochlik wygodnie, jakby dla odpoczynku, rozsiadł się już na brzeżku okularów medyka, w których dwie złote iskry zaczęły drgać i rozbijać się na mnóstwo drobnych, niespokojnie latających. Ale nikt na medyka i jego okulary patrzeć ani myślał, bo wszyscy ku ławie oskarżonych wzrok zwrócili. Pośrodku sali, jeden po drugim, składali zeznania świadkowie, przez obronę tu stawieni, a opowiadający rozliczne okoliczności, które winę oskarżonego spowodować i w oczach sędziów wagę jej zmniejszyć mogły.
Oskarżony słuchał zrazu tak pilnie, że odstające jego uszy u podługowatej głowy wydłużać się zdawały, aż z kościanego ornamentu ławy przemienił się w stojącego u jej końca smyka i, bynajmniej o głos nie prosząc, sam mówić zaczął. Nie udzielano mu prawa głosu, ale też, gdy mówić zaczął, nie odbierano. Wszyscy zrozumieli, że opowiadania świadków o okolicznościach, postępkowi jego towarzyszących, niedostatecznemi wydać mu się mogły, i wszyscy uczuli potrzebę dowiedzenia się o nich od niego samego. Mówił tedy; stał prosty i cienki, jak tyka, profilem do publiczności