Strona:PL Eliza Orzeszkowa - O złych humorach.djvu/05

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niby nic, a na obecnych jakby wiatr z pod chmury powiał. Oto szmatek błękitu, który ukazał się śród dnia szarego, chmura powlekła. Ona przejdzie, prędzej czy później przejdzie, zniknie; wiedzą o tem wszyscy. Ale tymczasem dokoła stołu rodzinnego usta milkną, czoła posępnieją. Nie podobna przecież opowiadać swobodnie, śmiać się czy żalić, nadewszystko czegoś żądać, o coś prosić wobec tej chmury. Zimno. Temperatura spada, spada coraz niżej, już jest na zerze. Mróz. Opuszczając stół rodzinny, niektórzy czują, że są trochę nieszczęśliwsi, niż byli przedtem, — niektórzy, że więcej zmęczeni, — niektórzy, że gorsi.
To tylko jeden kolor złego humoru. Są inne i różne następstwa sprowadzają.
(d. c. n.)