Na jej twarzy rozlał się wyraz ukojenia.
Więc nie gniewał się! Kaprysy Rózi nie sprawiały mu przykrości! Ach, jak to dobrze! Ale uspokojona pod tym względem zatroskała się mocniej o pietruszkę, którą dziewka zdeptać mogła, rwąc sałatę. On powrócił wzrokiem do pysznego wycieniowania drzew ogrodowych i miał już na ustach wyrazy: »Patrz, jak ta srebrna wierzba plastycznie odskakuje od tła zaczerwienionych kasztanów!« ale nie powiedział nic. Po co? Przez pierwsze lata pożycia dokonał mnóstwa prób w tym rodzaju i żadna się nie udała. Ona rzeczy takich poprostu nie widzi. Zaczęła go teraz wypytywać: coby najchętniej jadł na wieczerzę?
Jemu to było zupełnie wszystko jedno, ale gdy nalegała, powiedział pierwszą lepszą potrawę, która mu na myśl przyszła, a ona, dzwoniąc kluczami, wybiegła z pokoju. Biegła krokiem żwawym i drobnym, mającym w sobie coś ptasiego. Hornicz patrzał za biegnącą żoną i myślał, że jest to kobieta niezmącenie dobra i że dobroć jej nie zasługuje nawet na nazwę owczej. Przeciwnie, Sabina, będąc bardzo łagodną, jest zarazem czynną, pracowitą, troskliwą niezmiernie o potrzeby rodzinne. On też ma dla niej szacunek rzetelny i wiele przywiązania. Więc cóż? Więc
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/214
Ta strona została skorygowana.