Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dlana pękła znowu przedemną? Tęcze i brylanty przemieniły się w mydliny. Takąż jest miłość, i w tym właśnie gatunku, który przyozdabiają i poetyzują czynniki i dźwignie duchowe? Znałem inny, gardząc nim i sobą także, ilekroć napiłem się jego mętów. W zamian uczucie, które splata w akord, nietylko ciała, lecz i duchy ludzkie, a przez dolę i niedolę towarzyszy im do grobu, poczytywałem za czyste i święte... A było tak, że pomimo mnóstwa pustot, zboczeń i skaz życia, bardzo nieoglądającego się za siebie i nie wglądającego w siebie, miałem na dnie wielkie pragnienie czystości, świętości i dopatrywałem ich w tem uczuciu. Dopatrywałem nietylko szczęścia w niem, lecz i odkupienia.
Tymczasem było to biedactwo bardzo niepyszne, które jak pylina zemknęło przed pierwszym wiatrem, lub jaki nędzarz w łachmanach, skonało mi w rękach. Skonało i rozłożyło się na pierwiastki, zupełnie tak, jak się to dzieje z umarłem ciałem. Bo istoty abstrakcyjne umierają i ulegają rozkładowi zarówno, jak materyalne, tylko że pogrzeby ich odbywają się w ciemnościach, gasząc po drodze pochodnie ducha.
Uczucie moje umarło i jednocześnie zgasła wiara w istnienie uczuć mocnych i świętych. Nad utratą Oktawii nie rozpaczałem,