Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ko, co posiadam i czegom wart... Co się stało? Bagatela. Podmuch wiatru, ogarniający rękę rozgrzaną, rękę muzyka, szczególnie skłonną do chorób pewnego rzędu. Podobno także skutki tyfusu. Takie wielkie przypadki, jak tyfus, często pociągają za sobą takie drobne, jak częściowe sparaliżowanie ręki. Po szczęśliwem przebyciu wielkiego, lekarz zaleca, abym lekceważył sobie mały. Z tyfusu można umrzeć, a zapalenie nerwu w ramieniu — głupstwo! nikt jeszcze z tego nie umarł. Ależ przepraszam! Ja wolę umrzeć... To przejdzie, powtarza lekarz. Ba! gdybym był pewny, ale nauczyłem się już myśleć, że na świecie nic nie jest pewnem. A jeżeli nie przejdzie? Może nie przejść. Może być nawet czemś wcale innem, bardziej nieprzezwyciężonem, niż mniema lekarz. Jeżeli więc nie przejdzie? Boże! Boże! Nie chcę... To gorsze od śmierci! Wolę umrzeć! Wolę umrzeć całkowicie, niż gdyby mi ramię obumarło za życia. Wolę śmierć, choćby przez nią zatonąć miał klejnot mój najdroższy, dusza moja, pieśni pełna...
Ale szalony jestem i trwoga moja jest dziecinną. To przejdzie. Oto już przechodzi. Trochę wysilenia, a podniosę ramię w górę i z dawną giętkością poruszę palcami... Próbuję, próbuję! Nie mogę... Z całej siły wstrzymuję się od płaczu. Gdybym się nie prze-