Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.

Przez lat wiele miałem oddech tak szeroki i swobodny, że mniemałem się ptakiem szybującym po przestworzach rajskich. Jako ptak cudnie śpiewający byłem podziwiany, uwielbiany, żywiony słodyczami najwyborniejszemi. Śpiewałem, nie gardłem, lecz — skrzypcami.
Skrzypce były mi kąpielą z wina i promieni, ich struny — nićmi, na których podnosiłem się wysoko nad pospolitość. One mi były mennicą królewską, butami stumilowemi, rogiem obfitości, sypiącym rozkosze różnorodne.
Bardzo rychło posiadłem sławę wielką i bardzo długo czułem się jej godnym. Kochałem sztukę; w pożarach zapału, napełnia-