Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nej. Był to niezmiernie ciasny czworokąt, powstały z zetknięcia się czterech kilkopiętrowych murów, z których dwa posuwając się dalej, tworzyły zamieszkiwane części klasztoru, a dwa inne, w malutkie otwory zamiast okien zaopatrzone, zawierały stare, opuszczone składy i śpichrze. Nigdzie żadnego okna, żadnej istoty żyjącej. W głębokim dole leżały porzucone tu już dawno kamienie i cegły; u szczytu, nad załamami dachów, mały płatek nieba, po którem jakby nigdy nie przepływało słońce, bo z pomiędzy kamieni i cegieł wyglądała czarna, wodę sącząca ziemia.
Znowu zwróciła się do wnętrza i po ramionach jej przebiegło drżenie. Wywołał je ten instynkt nieprzezwyciężony, który w żyjącej istocie budzi wstręt do grobu. W tej zaś ciasnej i nizkiej izdebce, w ten dzień majowy i gdy słońce pełną tarczą nad zachodem jeszcze wisiało, panował przejmujący chłód i prawie gęsty zmrok, w którym, u dołu, odrzynały się od ściany zarysy stojącej na ziemi trumny. Wszystko tu od śmierci siostry Kajetany nieporuszonem pozostało. Obok tej trumny, w której sypiała ona i może jej poprzedniczki, prawie do sufitu wznosił czarne ramiona wielki ciężki krzyż, a u stóp jego,