Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystko, co ludzkie, wraz z ludzką pamięcią — to zło i znikomość.
Poczem, z pokłonem wymówiwszy: — »Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus«, przestąpiła próg drzwi tak nizkich, że głowy nieco ugiąć musiała.
— Na wieki wieków, Amen! — odpowiedziała matka Gertruda za zamkniętemi już drzwiami, z za których dość długo jeszcze słychać było ciężki, chrypliwy kaszel, posuwanie się starych nóg po podłodze kurytarza, a potem, wraz z głośnem zstępowaniem ze wschodów, zdające się wić i czepiać po chropawych, potężnych murach westchnienia: »Jezu, czy ty ofiary nasze przyjmujesz?«
Siostra Mechtylda przyniesiony dzbanek z wodą na ziemi postawiła i obejrzała się po nowem swojem siedlisku. Łatwo je było obejrzeć. Pięć kroków wzdłuż i wszerz, sufit tak nizki, że wyciągniętą w górę ręką dotknąć-by go mogła, pod nim, w jednej z poszarzałych od starości i wilgoci ścian, wpół okrągłe, zakratowane okienko, przez które nad kawałkiem ciemnego dachu widać było wązki pasek nieba. Wspięła się na palce i, przez malutkie, żelaznemi prętami przysłonione szybki spojrzawszy, spostrzegła, że znajduje się u wierzchu czegoś, co miało pozór studni, w ogromnych murach wydrążo-