Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem jej ziemskiej miłości i jej ziemskiego szczęścia, których dalekie lecz przenikliwe echa napełniły ją teraz, gdy wstąpiła nań znowu pamięcią i wyobraźnią.
Powolnym, automatycznym ruchem podniosła z kolan swoją chudą rękę i chwilę na nią popatrzała. Ta ręka spoczywała podówczas w jego dłoni; rzuciła wzrokiem na swoją kibic; opasywało ją wtedy jego ramię. Stawały się wtedy na świecie i wkrótce dziać się miały rzeczy, które dla niego, zarówno jak dla niej były wielkie i drogie. Więc dwoma najpotężniejszemi łańcuchami wzajemnej miłości i wysokich myśli z nim związana, długo spoczywała w jego objęciu cicha, ufna, jak w morzu szczęścia. Krople z tego morza teraz także wysączyły się z siedliska wspomnień i w żyłach jej z krwią zmieszane, biegły po nich strugami wzruszeń. Ostre jej rysy złagodniały i zdawały się wypełniać, po ustach błądziły uśmiechy i nieruchome źrenice napełniały mgły upojenia. Było to na wązkiej polnej ścieżynie, w cieniu rozrosłych leszczyn, przy pełnym blasku południowego słońca.
Płomień wstydu ją ogarnął; spłoniona, powstała szybko i na znajdującą się w pobliżu rówieśnicę zawołała: Klarciu! Klarciu! Teraz także po dwakroć imię to wymówiła, a je-