Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trywała się, jak w przepaść... »Wszystkie przeminęły!«
Wszystkie istoty kochane i kochające przeminęły; została praczka z pięciorgiem dzieci, po całych dniach nad balią schylona, i cztery ściany pokoju z zepsutym piecem...
Obejrzała się po swoim pięknym salonie i znowu na policzkach uczuła płomień.
— Dziaduniu! — zawołała — niech sobie Marek Aureliusz co chce mówi, ale wszystko to jest strasznie smutne. Musisz koniecznie zmienić mieszkanie.
Podniósł na nią zdziwione oczy.
— Jak? co?... — zapytał — zmienić mieszkanie?... A cóżby było z wisusami?
Parsknęła śmiechem.
— Z jakimi wisusami?
Zaśmiał się także.
— A prawda, wszakże ty nie wiesz.., No, dwóch malców tam jest, których znam prawie od urodzenia... Nazywam ich wisusami, bo swawolniki... ale miłe błazny, bardzo miłe i zdolne... Jeden do nauki wielkie zdolności ma, drugi mniejsze, ale za to do ręcznych robót majster... Kręciło się to koło mnie prawie od niemowlęctwa... przywykłem, nawet przywiązałem się... Jak przyszła pora, uczyć zacząłem... trzy godziny na dzień, regularnie trzy godziny lekcyami ich męczę... chcą, czy