Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gnąłem, aby o tej jednej setnej ktokolwiek z żyjących wiedział, a skąd to pragnienie powstało? sam nie wiem. Może to był ostatni podryg miłości własnej człowieka, który jej miał bardzo wiele, może chęć, aby zadość się stało sprawiedliwości. Bo, widzisz, demokratyczny prąd pojęć i uczuć, zwraca teraz powszechną uwagę ludzką na maluczkich i pokrzywdzonych. Nic a nic przeciwko temu nie mam, bo, przekonawszy się aż nadto, że świat ten nie jest najlepszym ze światów, na słowo wierzę każdemu, kto mi powiada, że przerobienia on potrzebuje. Ale w takim razie, trzeba maluczkość i pokrzywdzenie oglądać pod rozmaitemi ich postaciami. Jak bardzo jestem wielki, gdy w 33-cim roku życia, tą okropną chorobą złożony, za sobą mam nic, przed sobą nic, w sobie nic, przy sobie, prócz wcielonego w twoją osobę obowiązku — nikogo i nic! — ty najlepiej to zmierzyć możesz. Czy jestem pokrzywdzonym? Odpowiesz sobie na to pytanie, kiedy po zastanowieniu się rozstrzygniesz: czy moja jedna setna, przy odpowiednich warunkach, nie mogła wzróść na szkodę tamtych 99-ciu części, a na mój cielesny i duszny pożytek? Jeżeli osądzisz, że nie mogła, pluń na mnie i wszystkich mnie podobnych, a to, com ci opowiedział, wyrzuć z pamięci. Ale jeżeli mogła,