Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przelotne wspomnienia świecą jako jedyne gwiazdy! W przeddzień śmierci wyciągam ku nim ręce i śpiesznie, śpiesznie je z cienkiego nieba przeszłości swojej zdejmuję, aby mieć jeszcze czas przycisnąć je do ust jak relikwie. Takiem świetnem było to niebo, a teraz wydaje mi się tak ciemnem! — Dziękuję, panie! Ja to dziękuję ci, bracie! Popatrz tylko na mnie jeszcze trochę swemi błękitnemi, pełnemi wdzięczności, oczyma... tylko nieśmiałość z nich wyrzuć, bo mię ona dręczy, a po cóż dręczyć umierającego? Kim jesteś? jak się nazywasz? gdzie stoi chata twoja? Nie wiem. Ale chciałbym zobaczyć cię jeszcze i uścisnąć. Naturalnie, że batystową chustką starłbym pot z twej twarzy, pokropiłbym cię perfumą i — uścisnął. Może pomiędzy równymi tobie, wielu jest takich, jak ty, wdzięcznych i sympatycznych... ale ja was nie znałem i już znać nie będę, bo wszystko skończone... Ach, jak mi smutno!


IX.

Zapal, doktorze, lampę, tam, za mojem łóżkiem, prędzej tylko, prędzej, bo ten zmrok pada mi wprost na piersi i głowę, dławi mię i przytomności mię prawie pozbawia. Tak