Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oni prędko, zanim mój służący zdołał kubek w wodzie zanurzyć, naczynie pochwycili i pić z niego, jak bąki, zaczęli, mnie samego piekielne pragnienie paliło. Jaka ofiara! a? Mógłby był jasny pan kazać i teraz kubkiem zaczerpnąć wody i napić się także, ale dotknęły już jej usta ludzkie, więc było to dla niego niemożebne. Cierpiał więc, patrzał, jak inni używali, i ku największemu własnemu zdumieniu, uczuł, że to cierpienie własne w połączeniu z cudzem używaniem przyjemność mu sprawia.
Cóż się stało potem? Prawie nic, a jednak rzecz dla mnie niezapomniana. Prawie do kropli wypiwszy z wiadra wodę, chłopi wyprostowali się, szeroko odetchnęli, rękawami koszul po czołach i twarzach sobie powiedli i ciężko, powoli, jeden za drugim ku drzwiom zmierzali. Już paru nawet wyszło z izby, a inni, popychając się wzajemnie, w drzwi się wtłaczali, gdy jeden, najmłodszy i najwysmuklejszy, przystanąwszy nieco, twarzą zwrócił się ku mnie i, szybko kłaniając się, rzekł:
— Dziękuję, panie! — Przytem dość długo popatrzył na mnie oczami, które miały najczystszą turkusową barwę i pełne były takiej jakiejś głębokiej, łagodnej, nieśmiałej wdzięczności, że spuściłem powieki i zawstydziłem się ogromnie. Popatrzywszy tak na