Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do ziemi przysiada i, ku swoim miejscom odszedłszy, siadamy tak, że Roza ciotce, a ja jej małżonkowi przez wązki stół oko w oko patrzę.
Jak wyglądała podówczas moja ciotka, opisywać ci nie będę, bo nigdy słowami oddać-bym nie potrafił tak zaczerwienionego aż po ufarbowane włosy oblicza, tak wytrzeszczonych i złością zaiskrzonych oczu, tak miotających się u piersi, surowych jednak czarnych koronek. Gdyby na miejscu jej małżonka znajdował się kto inny, wywiązałby się z tego pojedynek; ale ponieważ jednak nie lwu pustyni, lecz zgnębionemu nieco przez majestat żony pieszczochowi losu oko w oko spoglądać usiłowałem, więc on wzroku mojego starannie unikał i wolał w bryłę lodu, niż w wybuchający wulkan się zamienić. Ona zaś cóż czynić miała? Powstanie od stołu i odejście dodałoby jeszcze jeden ton skandalowi, który był ogromnym. Zrozumiała to: pozostała i doznała przyjemności spożycia całego długiego obiadu przy jednym stole z tą milutką istotą, która, przebiegle w plany moje wnikając, tak tremusowała się, paplała i różne wyprawiała dziwactwa, że aż poskromić ją musiałem, bo własny smak mój zanadto już obrażać zaczęła.
Ile tam było po tym obiedzie i po odej-