Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Co to? Co on słyszy, czy słuch go nie zawodzi? Jestże podobnem? Ależ tak, tak! Nie, oni chyba drwią sobie z niego. Szydzą, za cel zabawy go wzięli! Jednak, starszy brat Oktawii bardzo poważnie mówi... jemu wierzyć można, prawa ręka ojca, dzielna finansowa głowa...
Ten znowu, król kotylionów, drugą już łzę rozrzewnienia z oka ociera, łzę prawdziwą, tak dużą i świecącą, że gdyby tylko potrafił ją utrwalić, byłaby jednym z najpiękniejszych orderów, rozdawanych w tańcu, nad którym panuje.
Tak, tak, już zrozumiał, ale jeszcze nie zupełnie wierzy, a raczej nie śmie oddać się wierze w prawdziwość tego, co słyszy. Ale brat Oktawii, ten finansista, pod ramię go obejmuje i sztywnego jeszcze na stronę odprowadziwszy, z uśmiechem bardzo przyjacielskim, głosem nieco zniżonym, mówi:
— Na Oktawię, savez-vous, ta wiadomość ogromne, ale to ogromne, wrażenie wywarła... Nie spodziewaliśmy się tego... ale ktoż zgadnie cette eternelle énigme, którą jest serce kobiety?... Wiesz, mon cher, ojciec mój spodziewa się, że w sąsiedztwie naszem dobra nabędziesz... , ... n’allons-nous pas nous amuser là comme de rois... Cóż robisz z dzisiejszym wieczorem? Spodziewam się, że ze-