Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

waćpan nic wcale nie masz tu do robienia!« Gwałtu! kilka już miesięcy od tego czasu minęło, a teraz jeszcze, gdy o tem myślę, szatany rozdzierają mię na szmaty!
»...Wtedy-to straciłem wiarę w serce kobiety i w sam ideał miłości. Bo Oktawia kochała mię, walczyła i w tej walce — chciwość odniosła zwycięztwo nad miłością. Jakaż więc była ta ostatnia, skoro w tak brudnym żywiole utonęła? Jakiemiż być muszą inne kobiety, skoro ta okazała się taką? Czegoż mogę spodziewać się dalej w tym kierunku? Niczego, bo w nic już nie wierzę. Być może zresztą, iż jaka szwaczka lub guwernantka ofiarowałyby mi na wieki swoje zbiedzone serce, ale ja za wszystkie dary pochodzące z rąk czerwonych, albo atramentem poplamionych, bardzo dziękuję. Palce igłą nakłóte i twarze w pedagogice ukwaszone — nie dla mnie. Bez wdzięku to i bez lotu i choć czasem ładne, jednak brzydkie. Tu więc miłości szukać nie chcę; tam, zwątpiłem, aby istniała, a życie bez wiary w miłość i kobietę... Ach! znowu odsunąłem szufladę i dotknąłem zimnego narzędzia...




»Odkąd wieść o mojem finansowem położeniu rozniosła się po świecie, przyjaciele