Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wprawdzie ja także nie w książęcych pałacach oczy na światło słońca otworzyłem; ale wyjątkiem jestem i takich wyjątków może być pewna nieduża liczba, co nie stanowi dowodu, aby cała ta gęsta masa niezgrabnych cielsk i ślepych duchów mogła kiedykolwiek stać się czem innem, niż jest. W całem królestwie natury panuje prawo nierówności: czyliż kiedykolwiek słyszano o buncie żab przeciw orłom, albo o prawach pokrzywy do piękności i wzrostu magnolii? Miałażby natura dla jednej tylko ludzkości łamać i zmieniać odwieczne i powszechne swoje prawo? Wątpię. Zdaniem mojem, wyrobnik rąbiący drzewo jest i pozostanie w stosunku do mnie tem, czem żaba w stosunku do orła, dziki chwast do uprawnego kwiatu. Można w tem nawet dostrzedz przedziwną opatrzność i gospodarność natury. Nic w niej nie przepada, ani na marne idzie: co ujmie z jednego brzegu, doda u drugiego; ze łzy tu padającej, tam powstaje perła; rozłożone pokrzywy użyźniają grunt pod magnolie. Nie ja zresztą pierwszy to odkrywam, ale dowiedzioną już jest rzeczą, że bez instytucyi niewolnictwa cywilizacya utknęłaby przy pierwszych swoich krokach. Praxyteles nie mógłby rzeźbić, Apelles malować, Herodot pisać dziejów, Platon filozofować, Alexander Macedoński za pośrednic-