Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ni, nic innego nie umieją, przez to tylko darem życia cieszyć się mogą, to tylko społeczną ich wartość stanowi — podział pracy. Ja w tem niczego innego prócz podziału pracy dopatrzyć nie jestem w stanie. Potem oblewają się! To bardzo dobrze. Dla takich, którzy myją się rzadko, pot jest rodzajem dobroczynnej dla zdrowia łaźni. Głodem przymierają! Cóż znaczy ich głód fizyczny, wobec tego duchowego, który trawi mnie i do mnie podobnych? Wśród pognębiających trudów i cierpień, w zaklętem kole ciemnoty, moralnie wzrastać i doskonalić się nie mogę! Pytanie: czy zdolnymi są do moralnego udoskonalenia się i wzrastania? Moje przynajmniej doświadczenie przecząco na te pytania odpowiada, bo ilekroć zdarzyło mi się spotykać ludzi z gminu, których wykształcenie podniosło ku wyższym warstwom społecznym, były to zawsze niezgrabne kloce i szorstkie gbury. Nie zaprzeczam, że pod tą zewnętrznością znajdowały się niekiedy dość cenne przymioty charakteru i umysłu, które jednak dla mnie, wielbiciela formy, przez przykre niedostatki tej ostatniej, powab i wartość straciły. Śmiem nawet wątpić, czy należy zatruwać przedziwną woń cywilizacyi przez forsowne wciąganie na jej szczyty ludzi, którzy pozbyć się nie mogą odziedziczonego zapachu kożuchów.