Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o co właściwie tu idzie? Pamiętam, że od 16-tu lat mego życia, czytając powieści w których kochankowie rozpacznie walczą z niepozwalającemi im pobrać się przeszkodami, tej ich rozpaczy i tym ich walkom dosyć nadziwić się nie mogłem. Bo, proszę państwa, ponieważ nieustannie mówili pomiędzy sobą o wzlatywaniu w wyższe sfery, a dla rozrywki zbierali na łąkach kwiaty, nie mogliż i bez ślubu tego samego dalej czynić? Co im tak bardzo zależało na pobraniu się? poco im ono było tak upragnionem i koniecznem? To dziecinne zdziwienie moje zniknęło wtedy, gdy zrozumiałem, że miłość, eheu! nie polega głównie na wzlatywaniu.
Co do przyjaźni, ilekroć ją wspominam, na myśl mi przychodzi zdanie starożytnego Rzymianina. «Z dzisiejszym przyjacielem, żyj jak z jutrzejszym wrogiem». Jeden z przyjaciół moich, tak szczerze cieszy się powodzeniem, którego w zawodzie moim doświadczałem, że bardzo pocichu usiłował ogłosić mnie za oszusta; drugi z kobietą, którą kochałem — wzleciał; trzeci, kiedy mu troski swoje powierzać zaczynam, śpiesznie mi mowę opowiadaniem o swoich przerywa; czwarty posiada prawdziwy talent znajdowania się przy mnie, gdy samotności potrzebuję, a ulatniania się nakształt eteru, wówczas, gdy