Otwierają się ze stukiem drzwi, Marylka z przestrachem na rozczerwienionej twarzy wpada i z przyspieszonym oddechem mówi.
— Co to będzie? Co to będzie? Pan na służbę tak gniewa się, że niech Bóg broni... Każe mówić: kto to zrobił, a oni nie wiedzą... a pan myśli, że kłamią, i coraz więcej gniewa się... i Józef aż płacze.
Nie skończyła jeszcze mówić, gdy myśmy już z krzeseł się zerwały. Nie, nie! Na służbę gniewu i wyrzutów niesprawiedliwych ściągać nie można! Nie można, aby przez nas poczciwy Józef płakał.
Trzeba iść, wszystko wyznać, pana Burakiewicza przeprosić, ile kompensaty pieniężnej żądać będzie, zapytać.
— Chodźmy!
— Chodźmy!
Więc naprzód winowajczynie, potem, przez solidarność koleżeńską, te które w przestępstwie czynnego udziału nie przyjmowały, za niemi Czernisia, zatroskana ale i z zaciekawieniem w czarnych oczkach, a na ostatku Marylka — kusicielka, jak kot przestraszony, pod ścianami cichutko się prześlizgująca.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Bóg wie kto.djvu/31
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.