Oj, oj, wolałbym rzecz tę inaczej obrócić! (do Kornelii) Słuchowi swemu, nie tobie, pani, wierzyć nie chcę. Ty, pani? może cię pamięć myli?
Ja, Kornelia Sabina, z kolei swojej czuwałam nad ogniem świętym, — gdy zgasł!
Zapewne ciężką niemocą dotknęli cię bogowie?
Nie, noc pogodną spędziłam w ogrodzie.
A! ona to więc tam była!
Byłem pewny, że to ona...
Córka rodu powielekroć konsularnego... Co ja teraz pocznę? (Usuwa się i cicho z członkami kolegium rozmawia).
A teraz kolej na mnie, stróża rzeczy publicznych i świętych praw ojczyzny. Niema przyczyny godziwej, któraby mężowi dawała prawo wstąpienia śród nocy do siedliska westalek. Czekać więc musiałem wschodu dnia, aby tu przybyć; ale przybywam ze słowem tak strasznem, że od niego zblednąć musi twarz śmiertelna. Dziś w nocy widziano dziewicę Westy w objęciach mężczyzny...
Nieśmiertelni bogowie! Jeszcze i to...