Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Westalka.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Gigea.

Ehe, nikt nikogo nie kocha! Bajki! Ja, stara Gigea mówię ci, że to są bajki. Wszyscy, przeciwnie, kochają się na świecie, kto tylko żyw, kochał, kocha, albo kochać będzie i to jest, zaprawdę, najmilszy podarunek bogów. Ale idź do ogrodu, idź do ogrodu! tam przekonasz się sama, czy nikt nikogo nie kocha! Ehe! toż powiedziała! toż głupstwo powiedziała! idź, idź ! (zlekka popycha ją ku drzwiom).

Helia (wahając się jeszcze, na ołtarz spogląda).

Ale gdyby ten ogień zgasł...

Gigea.

E! gdyby i zgasł, Rzym nie runąłby przez to! Ale nie zgaśnie, przyrzekam ci, że nie zgaśnie! Idź!

Helia.

Na chwilę tylko...

Gigea.

Naturalnie, że na chwilę... (do siebie) Ale w jednej chwili może czasem zmieścić się wiele rzeczy...

Helia (błagalnie).

Niech ogień nie zgaśnie...

Gigea.

Niemowlęciem będąc, nie potrzebowałaś długo mię prosić, abym pierś ci podała. Pocóż teraz drogocenny czas na prośby tracisz? Idź do ogrodu!

(Helia wybiega).


Gigea (podsycając płomień gałęźmi).

Rozpalajże się, rozpalaj tak wysoko, abyś trwał, dopóki z Helią nie powrócimy! Mnie-bo trzeba