Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/604

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiech, przewinął się mu po ustach. Każdy dorożkarz, każdy niemal mieszkaniec stolicy wiedział kędy wznosiły się wspaniałe i ozdobne ściany pałacu Pompalińskich, — tego siedliska zbytku i rozkoszy!
W kilka chwil potem, kamerdyner Fryderyk otwierał przed powierzonym pieczy jego młodym hrabią, podwoje jego mieszkania.
— Pani hrabina, rzekł, zapytywała o pana hrabiego i rozkazała mi powiedzieć, że życzy sobie natychmiast widzieć się z panem hrabią!
Jakież było zdumienie poufnego sługi hrabiny, gdy Cezary podniósł na niego wzrok roziskrzony i dumnie, opryskliwie niemal odpowiedział:
— Powiedz pani hrabinie, że ani przyjść do niej, ani z nikim wcale widzieć się nie mogę.
— Ależ panie hrabio... z dawną poufałością zaczął Fryderyk.
Cezary rozkającym gestem ramię ku drzwiom wyciągnął.
— Proszę wyjść i pozostawić mię samego, wyrzekł krótko.
Fryderyk nie opierał się dłużej. Wyszedł z mieszkania dawnego pupilla swego, mrucząc pod siwym wąsem: