Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/461

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w uprzedniej postawie. Widocznie, było mu dziś trudno usiedzieć, lub ustać długo na miejscu.
— Cieszę się, zaczął po chwili, cieszę się bardzo... lękałem się trochę o zdrowie twe, drogi bracie!
Było to już właściwością wszystkich prawie członków rodu Pompalińskich, że w chwilach zmartwienia lub wzburzenia, zapominali o wzajemnem tytułowaniu się po francuzku.
— Dla czego lękałeś się o zdrowie moje, Auguście, zagadnął gospodarz domu, dla tego tylko jak się zdawało, że gospodarzowi domu trzeba przecież zawsze cośkolwiek mówić do gościa, chociażby gościem tym był brat rodzony.
— No tak... myślałem przecież... Cezary przyjechał dziś w nocy... mówił mi o tem Bartolome. Myślałem że rozmawiałeś z nim o tym nieszczęśliwym maryażu projektowanym i że mogła zajść jakaś... chose... jakaś scena.
Hr. Światosław wzruszył lekko ramionami.
— Wiesz dobrze, Auguste, że ja scen żadnych nie znoszę i nigdy z nikim ich nie miewam. Jakakolwiek zresztą scena z Cezarym wydaje mi się zupełnem niepodobieństwem.