Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaki ja jestem szczęśliwy, Pawełku, jaki ja jestem szczęśliwy! szeptał, jaka ona śliczna! jaka dobra! jacy oni tam wszyscy dobrzy! jak ja ich kocham! A ojciec jej, Pawełku! Wiesz ten o którym mówią że jest waryatem! widziałem go dziś! co to było za wielkie, wielkie serce u tego człowieka! Wiesz? zdaje mi się że widzę go ciągle przed sobą i słyszę to jego głębokie, takie ciężkie, takie okropne westchnienie!
Pawełek wysłuchał wszystkich tych bezładnych, z namiętną radością wypowiadanych zwierzeń swego krewnego, potem rzekł:
— Wszystko to dobrze, mój Cezary. Winszuję ci i składam jak najlepsze, jak najserdeczniejsze życzenia! Ale, niech cię już Aniołowie sami skrzydłami swemi osłonią, gdy z nowiną tą staniesz przed oblicznością pani hrabiny — twojej mamy...
Na te słowa Cezary zesztywniał nagle. Usiadł na krześle ze spuszczouemi oczami i milczał długo. Po kilku dopiero minutach podniósł na Pawełka oczy dziwnie zmienione, nie promieniejące już radością, mętne znowu jak przedtem bywały najczęściej i rzekł z westchnieniem:
— Ja nie wiem Pawełku co to będzie? ja nigdy nie ośmielę się powiedzieć tego mamie i stryjom... szczególniej mamie...