zbuntuję się kiedykolwiek i nie pojadę... niech tam sobie co chcą gadają — nie pojadę!
Tu był kres wszystkich szeptów, trzęsień się i wyrzekań, albowiem towarzystwo wchodziło do sali jadalnej, gdzie na jednem z krzeseł stół okrążających siedziała już jenerałowa.
— Zdaje się że tu zimno dziś trochę! zawołała, ujrzawszy wchodzących. Czy kochanym Waćpaństwu nie zimno? co? mnie bo nigdy nie zimno ale kochanym Waćpaństwu...
— Ale bynajmniej, najdroższa Ciociu...
— Gdzieżby tam babunieczko...
— Wcale nie...
— Mnie przynajmniej zupełnie jest ciepło...
— Rzecz nawet szczególna w jak doskonały sposób zbudowane tu są piece, że pomimo obszerności salonów jest zawsze tak ciepło...
— A prawda! kilka razy już obiecywałam sobie piece te rozpatrzyć i podobne kazać u siebie urządzić...
Jenerałowa słuchała wszystkich tych odezwań się z niepospolicie u niej nawet ostremi, a na wszystkie strony latającemi błyskami oczów. Zarazem chichotała zcicha, przeciągle i chustkę swą
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/343
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.