Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

coraz głębiej do ust wkładała. Ostatni ze wszystkich odezwał się Woryłło.
— Już to co do mnie, rzekł, jeżeli mam otwarcie przyznać się pani dobrodziejce, jestem bardzo drażliwy na chłód i znajduję że tu porządnie jest zimno... Rąk nie czuję prawie tak mi skostniały od chłodu...
Liliowo blada od zimna twarz p. Sylwii zsiniała od gniewu, na ten buntowniczy wyskok małżonka, ale jenerałowa wyjęła z ust chustkę, wlepiła w Woryłłę błyskające oczy i zawołała.
— Ręce zimne, serce gorące! gorące! kochany Waćpan masz serce...
Umyślnie czy przypadkiem nie dokończyła i zwracając się ku drzwiom do salonu zawołała:
— Ale gdzież jest p. hrabia i gdzież jest Delicya? nie widzę ich tu! nie widzę! dla czego nie przychodzą?
Ba! dla czego nie przychodzili! powód tego był bardzo prosty ale zarazem i wielce niepospolity. Oto gdy całe towarzystwo ruszyło już było do stołu, p. Żulietta, par mégard zapewne pozostawiła córkę swą siedzącą jak siedziała. Delicya też nie ruszała się z miejsca przez chwilę. Nie ruszał się też ze swego i hr. Cezary. Wiódł wzro-