Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, ciociu najukochańsza! jesteś opatrznością naszą! aniołem stróżem naszym!..
Jenerałowa mówiła, a raczej piszczała dalej.
— Jutro wydaję obiad... zaproszę dwadzieścia osób... napisz do swoich rozumnych córek, aby przyjechały... i jego zaproszę... przyjedzie najpewniej... Delicya niech ustroi się... niech ustroi się...
— Ciociu! aniele nasz! szeptała pani Żulietta z ustami przylepionemi do ręki jenerałowej, w której na szczęście nie było na ten raz żadnej broszy.
— On podobno bardzo głupi... piszczała dalej jenerałowa, bardzo głupi i romansowy! z miłości chce ożenić się! czy słyszysz Żulietto? chi, chi, chi! Pompaliński romansowy! złap go sobie dla Delicyi!
Po białem czole pani Żulietty mknęły chmury zamyślenia. Myśl jej i wyobraźnia snać już pracowały nad przyszłem zadaniem.
— A teraz, zawołała jenerałowa, jedź już sobie Żulietto, jedź! jedź! Uwielbiany twój Adam czeka na ciebie, a ja pójdę rozmawiać z moją papuzią!