Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych i umiał wygrzebywać złoto, choćby z popiołu. Przez kilka dni przypatrywał się był Cecylii z uwagą wielką, aż na twarzy jego, przy spojrzeniu na nią, zjawiać się począł wyraz jakiś miękki, łagodny, burzliwe namiętności ukrywający jakby pod osłoną głębokich tkliwości, ów wyraz który według najwiarogniejszych świadectw ówczesnych, czynił go wśród kobiecego świata niezwyciężonym zwycięzcą.
Potem młody hrabia wymykał się coraz częściej z bawialnych salonów, przechodził szybko dalsze pokoje pałacu, mimochodem jakby stawał nad krośnami Cecylii i wśród urywanych naprzód i trudnych, potem coraz żywszych, coraz cichszych rozmów z dziewczyną, zapominał się godzinami całemi...
Potem, twarz Cecylii zmartwiała już jakby wprzódy i prawie ponura, ożywiać się poczęła szczególnem jakiemś, z najgłębszego wnętrza tryskającem, trwożnem i kryjącem się lecz dziwnie promiennem, słodkiem światłem. Powieki jej podnosiły się częściej jak wprzódy i ukazywały dwie wielkie, szafirowe źrenice, błyszczące jak gwiazdy, po bladem jej czole przemykały płomyki różowych rumieńców — a piękne krucze