Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dłem jeszcze do takiego stopnia znikczemnienia, abym miał błagać kobietę, która mnie odtrąca w imię bogactwa swego...
Odetchnął głęboko i umilkł na chwilę. Gdy zaczął znowu mówić, Rozalia podniosła się, ale nie odjęła dłoni od twarzy i pozostała nieruchoma.
— Ale nim odejdę — zaczął mówić znowu — nim odejdę, pozwól mi powiedziéć, że miłość moja dla ciebie ani na jeden moment nie była udaniem... Jesteś jedyną kobietą, jaką kochałem... a byłem także stały, przyznać musisz, bo od owego letniego poranku, o którym wspomniałaś, upłynęło już wiele wiosen i jesieni, a dziś kocham cię jeszcze tak samo, jak wtedy... Tylko byłem tchórzem i nie potrafiłem, dla twojéj nawet miłości, oko w oko spojrzéć ubóztwu...
Gdym utracił majątek, uciekałem od téj mary, tak strasznéj dla mnie, po lądach i morzach... Brałem się do wszystkiego, pochwytywałem wszystko i nic utrzymać nie umiałem, i zawodziłem się na wszystkiém. Probowałem zarabiać sobie byt codzienny pracą rąk lub głowy, ale przyzwyczajenia całego życia brały zawsze górę. W niczém nie wytrwałem, bo, posiadając wszystkie do pracy zdolności, nie posiadałem woli, któréj brak unicestwiał we mnie dobre porywy i łamał postanowienia... Wola moja utonęła tam, gdzie zginęło mienie moje... w latach próżniactwa, miękkości i zbytków... Czyliż będę tu opowiadał nędzny żywot, jaki pędziłem od czasu, gdy ze