Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

buch nieprzytomnego śmiechu, i z ust jego popłynęły całkiem już bezładne i nieprzytomne wyrazy prośby, trwogi, wspomnień strasznych, groźb obłąkanych.
Wtedy moja matka stanęła pomiędzy nim a ludźmi, którzy go otaczali, i, zwracając się do ostatnich, wyrzekła błagalnym głosem:
— Pozwólcie mu odjechać! niech naprawi krzywdy, jakie wyrządził, i zostanie w spokoju!
A dwaj lekarze, którzy czuwali byli nad babką moją i znajdowali się jeszcze w domu, zbliżyli się donieszczęśliwego, i w twarz mu popatrzywszy, rzekli:
— Ten człowiek stracił rozum!
Po tych dwóch odezwaniach się, gwar cichł i roztapiał się, niby uszanowaniem, niby litością nawskróś przejęty. Uszanowanie ściągało się do mojéj matki, która z poważną swą i pełną szlachetnego wdzięku postawą, stała tam między wszystkimi i przemawiała za tym, co ją pozbawił rodzinnego dachu. Litość budziła się dla człowieka, na którego wyrok wypadł już z ust lekarzy, najstraszniejszy wyrok, jaki ludzką istotę dotknąć może.
Ale i uszanowanie, i litość miały tam w sobie fałszywą jakąś strunę, która przykro dźwięczała. W piérwszém było coś, co odbijało w sobie czołobitność, oddawaną odzyskanemu bogactwu, w drugiéj więcéj było wstrętu i obrzydzenia, niż chrześcijańskiéj miłości. Aż nad upadłym grzesznikiem, w kur-