Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nić, było dobrém i sprawiedliwém, błogosławię cię za to!
Potém zwrócił się do wszystkich obecnych i mówił:
— Wracam z długiéj podróży, któréj cel mnie tylko samemu był wiadomym; dziś powinien on być wiadomy wszystkim i dlatego wielce rad jestem, że obecne tu osoby będą świadkami tego, co się stanie.
Umilkł na chwilę i pomiędzy twarzami, które go otaczały, zdawał się jakiéjś jednéj szukać twarzy. Znalazł ją wzrokiem, lubo starała się w cień zasuwać, i wymówił:
— Wielka czyjaś krzywda, do któréj i ja przyłożyłem się w części, ciężyła na mojém sumieniu. Puściłem się w świat, aby wynaléźć środki restytucyi; znalazłem je i przywiozłem; lecz zarazem przywiozłem głównemu krzywdzicielowi hańbę i karę... Przy ostatnim wyrazie wyciągniętą ręką wskazał na Henryka, który od wejścia jego począł coraz więcéj blednąć i drżéć, ale w téj chwili zebrał znać wszystkie swe siły i stał oparty o poręcz krzesła, blady bardzo, ale szyderski i zimny. Zdawało się, że pomimo bardzo wyraźnego giestu Rudolfa, słów jego wcale nie stosował do siebie; starał się nawet nie patrzéć na przeciwnika swego, ani na nikogo z obecnych; szafirowe szkła pochyliły się ku ziemi, a na całéj twarzy, przebieganéj co chwila nerwowemi drganiami, znać było