Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piórach, zawiesił się bożek bogactwa i pływał w powietrzu, upatrując sobie głowy, na którą spuścić się zamierzał. Ten dom starożytny i ogromny, te w nim aksamity, makaty i złocenia, te wokoło niego urocze doliny, borami pokryte wzgórza, pól żyzne łany, te na dnie szuflad ukryte pęki papierów, bardzo pięknemi zapisane cyframi, tę budowę murowaną, która zdawała się skarbcem, a w któréj tajemniczém łonie srebro połyskiwało obok drogich kamieni i piętrzyły się stosy kosztownych, odwiecznych sprzętów, — wszystkie te rzeczy razem, noszące cudowną nazwę milionów, bożek bogactwa trzymał na swych zaczarowanych skrzydłach i tuż, tuż, za kilka minut, za kilka sekund, za sekundę, miał je wysypać pod stopy tego, czyje imię napisane było na tym wielkim arkuszu papieru, który, zwolna wyjęty z uwolnionéj od herbowych pieczęci koperty, zaszeleścił i rozwinął się w ręku prawnika.
— W Imię Ojca i Syna i Ducha — zabrzmiał zwykłą wstępną formułą poważny i donośny głos u okna i po chwilce przestanku czytał daléj treść testamentu.
Dokument to był długi: babka moja wyrażała w nim zasady, które rządziły całém jéj życiem, i przekazywała je tym, którzy według jéj woli odziedziczyć mieli ogromny majątek. Majątek ten rozdzielała na trzy równe części, z których każda wynosiła więcéj niż milion. Piérwszą część, to jest Ro-