Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się tylko z trudnością do urzędowéj powagi, i w którém stroje, lubo zastosowane do okoliczności, więcéj były bogate, niż żałobne. To téż zaledwie zwracano na nas uwagę; można nawet powiedziéć, że wcale nie zadawano sobie tego trudu. Czém-że bowiem byłyśmy w tym domu starożytnym i bogatym? Ubogiemi krewnemi zmarłéj jego pani, wyrobnicami, pracującemi na chléb swój codzienny, istotami nieposiadającemi żadnéj pozycyi w świecie. W wielu oczach nawet tkwiło podejrzenie, żeśmy przybyły tu, wiedzione płaską nadzieją odziedziczenia czegoś po kobiecie, z którą za życia jéj zerwałyśmy stosunki pokrewieństwa i znajomości.
Ale to lekceważenie ogólne nie było już dotkliwém dla mojéj matki, naprzód dlatego, że, w szczerym pogrążona żalu, niewiele zwracała na nie uwagi, a najbardziéj dlatego, że serce jéj, powoli i z trudnością wydobywając się z morza blasku i próżności, w jakiém pogrążyła je była przeszłość, zostało nareszcie skąpane w czystych wodach uczciwie znoszonego i zwyciężanego ubóztwa, i teraz stanęło w obliczu dawnéj swéj zagasłéj świetności, uspokojone dumą i pełną pogody i przebaczenia prostotą. — I jam kiedyś była taką samą, jak oni! — szepnęła mi na ucho w chwili, gdy dawne sąsiadki jéj i znajome witały ją z chłodem i ledwie tajoném lekceważeniem...
A ja? jam nic nie widziała wkoło siebie, oprócz