Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

firanki u każdego okna i u każdych drzwi rozpościerały skrzydła swe nad głową wchodzących.
Nakoniec o uszy nasze obił się stłumiony szelest, złożony z cichych stąpań, cichszych jeszcze szeptów i cichszego jeszcze głosu jakiegoś, jednego, który, jak się zdawało, odmawiał modlitwę.
Matka moja płakała po cichu, ja, jedną ręką wspierając jéj ramię, drugą otworzyłam drzwi nawpół zamknięte... Były to te same drzwi, przez które przed laty kilku ostatni raz widziałam moję babkę, spoczywającą na kanapie, z głęboką bruzdą na dumném czole, z głową, która już wtedy uginać się zaczynała pod niewidzialnym ciężarem, co był zawisł nad nią.
Na łożu, usłaném z całym przepychem batystów i haftów, pod okryciem szeroko oszytém gronostajowém futrem i zwieszającém się aż na puszysty kobierzec, okrywający posadzkę, leżała postać kobieca, nawpół już ogarnięta sztywnością śmierci. Twarz jéj nie była powleczona brzydką żółtością, jaka często pokrywa oblicza, mające wkrótce poślubić się z ziemią, ale była biała kredową białością, która zaległa nawet wargi wązkie i szczelnie spojone, a którą przerzynała tylko delikatna sieć niebieskawych żyłek na skroniach i wychudłéj, białéj, jak kreda, szyi. Policzki zapadły, czoło, przerznięte kilku głębokiemi bruzdami, nawpół przysłonięte było pasmami siwych włosów, które, wymykając się z pod koronkowego