Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niającą ją firankę i, pełną piersią zaczerpnąwszy wonnego powietrza, wymówiła półgłosem:
— Jaki cudowny wieczór!
— Cudowny! — powtórzył Franuś głosem, w którym drżały wszystkie zachwyty serca, przepełnionego miłością i nadzieją, i widziałam, jak, ująwszy rękę narzeczonéj, poniósł ją do ust. Na czarne warkocze dziewczyny upadło parę promieni wypływającego z za chmur księżyca, i oświetliło śliczny rumieniec wstydu i szczęścia, jaki okrasił jéj białe lica.
— Czyś ty szczęśliwa, Matyldo? — wymówił znowu ten sam głos, czuły i miękki, a na dnie drżący energią i siłą męzkiéj piersi.
Nastąpiła chwila milczenia, w któréj czarne oczy dziewicy podniosły się w górę i zapałały całe połączonemi płomieńmi wdzięczności dla nieba i miłości ziemskiéj. Otworzyła koralowe usta i szepnęła:
— O, jam szczęśliwa!
Ręce ich były splecione i głowy przybliżone do siebie. Rozmawiali cicho, ale nie tak cicho, aby słowa ich nie przypływały do moich uszu, niesione łagodném skrzydłem wietrzyka, szeleszcącego pomiędzy liśćmi bzu i winogradu.
Mówili o szczęściu swém przyszłém, o cichym domku, w którym zamieszkają razem, o ojcu, który wróci i zamieszka z nimi, o biednéj siostrze, którą przytulą do siebie, aby na ich kochającéj piersi odetchnęła po burzach i cierpieniach swego życia, o pra-