Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak lekko, że tego nie czuła, a gdy się obudziła, podawał jéj lekarstwa z punktualnością lekarza lub matki, czuwającéj nad swém najmilszém dzieckiem.
Raz przeprowadzał lekarzy do przedpokoju i słyszałam, jak mówił, ściskając ich ręce:
— Ratujcie ją panowie! nie szczędźcie niczego! sprowadzajcie lekarstwa choćby na wagę złota, choćby z drugiego końca świata! cały majątek mój jest do waszego rozporządzenia.
Okropny niepokój wstrząsał jego twarzą, gdy to mówił, ale kiedy powrócił do pokoju choréj, na ustach miał uśmiech łagodny, którym starał się uspokoić i pocieszyć nas wszystkich: ściskał ręce moje i Emilki, dziękując nam za czułość, okazywaną dla jego biednéj żony.
I dziwna rzecz! ten człowiek, tak miękkiego charakteru, tak dotkliwie i z wielu stron ugodzony w samo serce, nie zapłakał ani razu przez cały ciąg tych kilkunastu długich dni, spędzonych na ustawiczném czuwaniu nad chorą i nieprzytomną kobietą. Tylko raz, gdy w gorączce wymówiła głośno jego imię, zadrżał i widziałam, jak jedna wielka łza zakręciła się w jego oku.
Ale w dniu, w którym minęło wszelkie niebezpieczeństwo, i Zenia odzyskała przytomność, Michał wysunął się z cicha z jéj pokoju i nie wrócił, aż wezwała go sama. A i wtedy ograniczył się do ucałowania jéj ręki, usiadł przy jéj łóżku w milczeniu,