Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pół godziny upłynęło, zanim zdołała podnieść ręce ciężkie, gorące i powiodła niemi po twarzy, jak osoba, która się budzi.
— I jakąż to ja okropną odegrałam rolę! — szepnęła — za kogóż on mnie miał? jak ośmielił się wziąć mnie za cel żartów swych, czy rozrywki?
Milczała, trzymała oczy upornie w jeden punkt utkwione, a potém wyrzekła zcicha i z załamanemi rękoma: — Niéma szlachetnych ludzi na ziemi! niéma prawdziwéj miłości na świecie!
Jeszcze w pół godziny potém wstała z ciężkością, ubrała się niedbale i w milczeniu, a gdy po odejściu służących zostałyśmy znowu sam na sam, podniosła na mnie wzrok z nieśmiałością i spytała, czy przebaczę jéj kiedy za to zaślepienie, z jakiém odtrącała moje rady i posądziła mnie nawet o kłamstwo? Naturalnie z uśmiechu mego i słów, które do niéj wymówiłam, poznała, że nigdy nawet obrażoną się nie czułam.
— A on czy mi przebaczy? — szępnęła drżącemi wargami i przezroczysty rumieniec pokrył jéj blade czało. Potém, nie czekając mojéj odpowiedzi, pociągnęła za dzwonek i powiedziała służącéj, aby oznajmiła panu, że chce się z nim widziéć.
Gdy mówiła to, w oczach jéj czytałam silne postanowienie wyznania wszystkiego mężowi, ale zarazem ręce jéj drżały i przezroczysty rumieniec coraz głębszego nabierał szkarłatu. Służąca wyszła na mo-