Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze nieobecny, i że nikt dotąd żadnéj nie otrzymał o nim wieści.
Zenia przez cały ten czas była blada i zamyślona, mniéj oddawała się towarzystwu, a o ile mogłam wnieść, widując ją od czasu do czasu, całe dnie trawiła, leżąc na kozetce z oczyma wlepionemi w sufit, albo w książkę romansową, a całe wieczory przesiadywała u okna, patrząc na księżyc, kiedy zaś księżyca nie było, na gwiazdy albo na chmury. Znalazłam ją parę razy nad księgą marzeń i nad księgą łez; w piérwszéj coś rysowała, a w drugiéj coś pisała, ale ponieważ nie zażądałam, aby mi pokazała na nowo tę skarbnicę swoich tajemnic, nie widziałam nowych grobowców i nie czytałam nowych ód i elegii, jakie tam przybyć musiały.
Michał wyjeżdżał na wieś, powracał, znowu odjeżdżał i wracał, a ile razy go spotykałam, całował mnie w rękę na powitanie i pożegnanie, ale ani jednego słowa, oprócz zwyczajnego dzień dobry i do zobaczenia, nie wyrzekł do mnie. Zdaje mi się, że przez cały ten czas do nikogo nie mówił, lubo obejście się jego było niezmiernie uprzejme i grzeczne, a wyraz twarzy łagodny, jak dawniéj, z dodatkiem tylko cierpienia, usilnie ukrywanego w głębi źrenic...
Nie pamiętam dobrze, ile w ten sposób minęło tygodni, zdaje mi się jednak, że nie mniéj, jak pięć lub sześć, i tylko już parę miesięcy zostawało do dnia, w którym miałam pożegnać uczennice moje,