Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwa! — i w imię tego wyrazu gorąco uścisnęłam jéj dłonie.
Odpowiedziała mi uściskiem uprzejmym, ale nie gorącym.
Pomiędzy sobą i nami postawiła zaporę niewidzialną, ale którąśmy czuły w każdém spojrzeniu jéj i słowie; nie chciała ani pytać, ani odpowiadać, ani tłomaczyć się z niczego, ani bronić się, ani obwiniać. Należałyśmy do świata, a świat i ona mieli już na zawsze stanąć przeciwko sobie, jako śmiertelni wrogowie. Zdawało się nawet, że obecność nasza raziła jéj oczy, jako widome przypomnienie wroga, któremu nieprzejednaną wypowiedziała wojnę. Godzinę przeszło przepędziłyśmy obok niéj, a harda, skryta jéj dusza ani razu nie otworzyła się przed nami; ani uściski nasze, ani gorące wyrazy przyjaźni, ani z serca idące ofiary pomocy i współczucia nie wywołały z niéj by jednego wyznania, by jednéj łzy, prośby, skargi lub rzewnego zwrotu ku przeszłości. Wydawała się być posągiem, rozmawiającym z nami tylko przez wymaganie konieczności, ale przez oczy jéj buchał płomień, który się wewnątrz palił, a śród niego, obok świateł dumy i rozbudzonéj namiętności, ślizgały się mnogie, posępne lecz milczące, jak grób, promyki.
I tylko, gdy poczuwszy nakoniec, że nieprzebyta przepaść położyła się między nami a tą kobietą, która nam jednak tak drogą była, rozżalone, lecz