Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myślą o niegodziwym z Zofią postępku brata, z trudnością wstrzymywała się od płaczu. Co do mnie, nie mogłam od twarzy Zofii oderwać oczu, które zaszły mi także mgłą wilgotną, a przed wyobraźnią moją przesuwał się cały długi szereg chwil okropnych, które tę śliczną istotę wiodły stopniowo, aż do dnia strasznego buntu przeciwko wszystkiemu, co zdeptać pragnęła, a co ją jednak wzajemnie zdeptać mogło.
Widziałam ją czystą, jak kryształ, młodziuchną dziewicą, ufną, niewinną, kochającą świat, którego nie znała, z sercem, na dnie którego paliły się, jak brylanty, zaczątki uczuć silnych, energii, nie znającéj jeszcze siebie.
Widziałam potém, jak świat dłoń lodową położył na tych iskrach tajemniczych i zmusił je do potajemnego wrzenia, wśród którego przerabiały się one zwolna w płomień buntu i nieposkromionéj namiętności. Odczułam niezmierną gorycz tych długich dni, spędzonych przez nią w zimnym, pustym, milczącym domu człowieka, którym gardziła, niewysłowioną rozpacz długich, bezsennych nocy, trawionych na rozpamiętywaniu okropnéj, beznadziéjnéj doli. Odczułam ten moment straszny, w którym, po bezowocném pasowaniu się z sobą, gorączkową ręką rozrywała ona nić, wiążącą ją z całym światem. Odczułam, i zrozumiałam, i przewidziałam wiele jeszcze innych rzeczy, a w głębi ducha zawołałam: — O! nie-