Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakie wiało na nie z ust jéj rozrumienionych i zbliżonych do nich śród pracy.
Gdy skończyła dzieło swoje, oddała mi je i rzekła:
— Poślij to twemu ojcu, Wacławo.
Głos jéj drżał trochę, gdy wymawiała te wyrazy, przycisnęła głowę moję do piersi i ucałowała mnie gorąco. Doprawdy, po raz piérwszy wątpiłam, czy uścisk, jakim mnie obdarzyła, mnie saméj był przeznaczony w jéj myśli... Przypatrzyłam się bacznie robocie mojéj matki i pomiędzy barwnemi gałązkami wyszytego kwiecia dostrzegłam jéj imię... Było to więc także milczące pozdrowienie...
Pozdrowienia podobne powtarzały się potém w rozmaitych postaciach; doszło do tego, że pewnego dnia przyniosłam mojéj matce portret mego ojca, dla niéj przez niego przysłany, a wkrótce takiż sam podarunek słałam od niéj do niego. Tak więc przed oczyma mojemi roztaczał się niby łańcuch, złożony z milczących próśb i nieśmiałych pozdrowień, łańcuch, który wkrótce może połączyć miał z sobą tych, którzy mi byli drożsi nad życie.
Tymczasem nie zbywało mojéj matce i na towarzystwie miłém i dość urozmaiconém. Wypadek zrządził, żeśmy się zaznajomiły z mieszkańcami jednego z sąsiednich domków, potém przybyła znajomość druga i trzecia i jeszcze inna, i powoli zaczęłyśmy coraz szerzéj rozglądać się w tym krzątającym się i pracowitym światku skromnego przedmie-