Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanowienia, bo parę razy, całując mnie gorąco, powiedziała:
— Moje dziecko, przebacz mi te wszystkie dziwactwa, jakie popełniam, i nie sądź źle bardzo o mnie. Jestem, widzisz, jak człowiek spadły na ziemię z innéj planety, który ogląda się wkoło siebie i nie może jeszcze zmiarkować, co się z nim stało...
Porównanie to było w istocie bardzo trafném, Cierpienia, niepokoje, wstydzenia się, drażliwości i podejrzliwości, jakich doświadczała moja matka, miały źródło w tym głębokim roździale, jaki leży pomiędzy światem, w którym przebywała dotąd, a tym, do którego wprowadziła ją utrata majątku. Wszelkie ujemne strony minionéj przeszłości zniknęły z jéj pamięci, pozostawiając tylko żal za ową stroną miękką, złoconą, połyskującą, do któréj przyrosła duszą i ciałem. Wzajemnie zaś piękne i dobre strony teraźniejszości znikały przed wywoływaném wciąż widmem tego, co utraciła, a pozostawiały za sobą długie, przykre cienie, choćby wymarzonych tylko niedostatków i upokorzeń.
A jednak życie nasze, jakieśmy prowadziły, nie było pozbawione uroku. Nie posiadałyśmy zbytku, ale téż nie doświadczałyśmy wcale niedostatku. Domek nasz pełen był kwiatów, książek, promieni słonecznych i przyjaznych sobie wzajem twarzy. Wieczorem mogłyśmy przy otwartych oknach wsłuchywać się w oddalony gwar miasta, łączący się z szumem