Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziłaś uboższymi od siebie, i wiążąc się z nimi życzliwym stosunkiem, myślałaś, że wyrządzasz im wielką łaskę? Jestem pewna, że nie czyniłaś tego.
— Miewałam zwykle stosunki tylko z równymi sobie majątkiem i położeniem — odpowiedziała moja matka, spuszczając oczy.
W téj chwili otworzyły się drzwi i liberyowany lokaj Zeni wniósł wielki kosz prześlicznych kwiatów, wraz z bardzo uprzejmym i serdecznym bilecikiem, do mojéj matki zaadresowanym. Matka, zobaczywszy kwiaty, zarumieniła się silnie, przeczytała liścik i powiedziała mi, abym zastąpiła ją w przesłaniu Zeni podziękowań. Gdy służący odszedł, nie rzuciła nawet spojrzenia na bukiety, które rozstawiałam po stołach; odeszła i słyszałam jak zamykała się w swoim pokoju.
Odtąd ile razy Zenia ukazała się u nas, tyle razy fałdy rysujące czoło mojéj matki stawały się głębszemi, obejście się jéj z otaczającymi nabierało sztywności, a w oczach grała gorycz tłumiona. A jednak zdarzać się to musiało często, bo Zenia parę razy na tydzień nas odwiedzała, a za każdym razem przywoziła mnie i siostrze mnóztwo łakoci i drobnych podarunków, co do najwyższego stopnia niecierpliwiło i obrażało moję matkę.
— Zdaje mi się — rzekła raz do mnie po odjeździe Zeni — zdaje mi się, że pani C. pragnie nam zaimponować, przyjeżdżając zawsze do naszéj ubogiéj