Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bynajmniéj — odparł Michał — zbliżając się do drzwi, usłyszałem tylko ostatnie twoje wyrazy, i naturalnie, jako twój prawy i kochający małżonek, wyraziłem chęć zabrania sobie serduszka, o którém mówiłaś...
Rzekłszy to, pocałował żonę w obie ręce i postawił przed nami trzy bombonierki, po które umyślnie chodził był do miasta. Potém zaczął żartować z Emilki, pytając ją, czy którakolwiek z przyniesionych przez niego bombonierek, nie jest dziełem jéj rączek. Pomimo jednak wesołości Michała, z jaką rozmawiał z nami, miałam niby przebłysk pojęcia, że doskonale rozumiał on bolesny dla niego sens, zawierający się w słowach Zeni, jakie usłyszał; że, co więcéj, rozmarzony i rozdrażniony stan duszy jego żony nie był mu wcale niewiadomym. Gdy wnieśli światło i mogłam lepiéj przypatrzéć się twarzy Michała, dostrzegłam w niéj pewne znaki, których nie widziałam wprzódy. W bladych zwykle jego źrenicach przesuwały się energiczne połyski, niby wspominki silnego wewnętrznego postanowienia. Gdy spoglądał na żonę, po łagodnych ustach jego przebiegał wyraz rzewności i smutku, a jednak rozmawiał ciągle, jeśli nie wymownie i dowcipnie, to jednak uprzejmie i rozsądnie, a z ciągłą niewzruszoną łagodnością i spokojem.
Pojęłam wtedy do reszty, że Michał nie był wcale tak prostym i pospolitym człowiekiem, jakim się z razu